Dobra wiadomość jest taka, że biopsja się udała i dała jednoznaczny wynik - Scottie ma gruczolakoraka, co jest oczywiście wiadomością znacznie gorszą, ale nie tragiczną. Mamy ustalony plan leczenia, jutro jadę do naszej pani weterynarz poinformować ją o zaleceniach i wytycznych onkolożki z Groblic (bo na szczęście leczenie może odbywać się u nas na miejscu, nie trzeba jeździć za każdym razem do Groblic). Gdy tylko uda nam się dostać lek, który trzeba będzie podawać Scottiemu, rozpoczniemy leczenie. Nie będzie to typowa chemia, która ma określoną liczbę cykli, raczej trzeba nastawić się na podawanie tego leku do końca życia. Teraz trzeba trzymać kciuki, żeby u Scotta nie wystąpiły skutki uboczne, bo to oznacza, że leki trzeba będzie odstawić i zastanowić się nad innymi opcjami - których z kolei nie ma zbyt wiele, bo jak ustaliliśmy od razu, umiejscowienie guza i jego cechy wykluczają jego wycięcie. Celem jest zahamowanie postępu choroby, a jednocześnie utrzymanie Scottiego w tak dobrej formie, w jakiej jest teraz. Bo pomijając wszystkie swoje awarie zdrowotne, Scottie jest wesoły, energiczny i zawsze chętny do zabawy. Zdjęcia, które załączam, tego nie oddają, bo udaje mi się je zrobić tylko wtedy, gdy się nie rusza, czyli odpoczywa albo śpi
