Napisałam elaborat i telefon mi się wyłączył.
Postaram sie ująć to w 5 zdaniach, bo pewnie i tak połowa z tych rzeczy wypadła mi z głowy.
Nie jestesmy z obrażalskich, ale nie mamy zamiaru polemizować, jesli ktos z góry stawia nas w pozycji tych nieodpowiedzialnych, którzy nie przemyśleli adopcji.
Pojawił sie problem, którego w dt nie było, wiec pierwsze, co przyszło nam do głowy, to zapytać Was, bardziej doświadczonych w temacie (i cześć z Was faktycznie podeszła do problemu merytorycznie - wszystkie rady przeczytaliśmy 384637 razy i za każdą dziękujemy).
Wracając do meritum:
Faktycznie przez pierwszy dzień chodziliśmy na palcach, żeby choc troche ją do siebie przekonać, ale to tylko pierwszy dzień, jedynie z odkurzaniem wstrzymaliśmy sie ze 3 dni (dłużej sie po prostu nie dało). Mało tego, mieliśmy tez gości. Starych, młodych, rożnej płci, a raz trafiło się nawet niemowlę (!) i wówczas Abi wycofywała się na drugie legowisko. Na wołanie nie przychodziła, nawet kuszona smakołykami, wiec dawaliśmy jej spokój, wychodząc z założenia "nic na siłę", a jednocześnie utwierdzalismy ją w przekonaniu ze moze sobie tam leżeć, jest bezpieczna i generalnie to jej miejsce (nie narzucałam sie jej, tylko pogłaskałam i zagadalam do niej jak byłam w sypialni po cos dla przyjaciółki - piszę tak dokładnie zeby nie było ze chcialam psa zagłaskać i sie nad nią użalałam
- nic z tych rzeczy).
Co do spacerów - długą linkę wypróbujemy od jutra, dzis musi wystarczyć to, co mamy (5m), ale to tez dopiero kiedy dojdziemy w bezpieczne miejsce. Od samego początku spaceru raczej nie jest to możliwe, bo pod samym bokiem mamy ulicę i tu, wg nas, jest pies pogrzebany (w przenośni i dosłownie). Abi, w naszym odczuciu, boi się nieprzewidzianych i nagłych sytuacji, a tu od samego wyjścia mamy ulicę, która jeżdżą samochody, chodnik, którym chodzą ludzie i na dodatek kilka radośnie mrugających czerwonym światłem szlabanów, które w dodatku unoszą się i opadają z hukiem (no moze huk to za duzo powiedziane ale na pewno nie robią tego bezszelestnie, a Abi słuch ma doskonały). To wszystko powoduje, że jak Abi doczołga sie juz w bezpieczne, ciche miejsce, gdzie brak stresujących bodźców, jest tak wystraszona, ze nie w głowie jej węszenie, siku, czy kupa i nawet parówki z Morlin nie są w stanie jej odstresować (btw - dzis kupiliśmy nowe, o lepszym, składzie. W domu rąbie az sie uszy trzęsą, na spacerze owszem, zje, ale z łaską i wcale jej to nie poprawia nastroju ani nie uspokaja).
Co do innych psów, np psów sąsiadów, mijanych na spacerze, raczej działają na nią stresująco (ale to chyba dlatego że to głownie młode, chcące sie bawić pieseły). W zasadzie wyjątkiem była buldożka spotkana u weta, ale Pani okazała się nie byc z naszego miasta, więc wspólne spacery odpadły w przedbiegach (a uściślając w poczekalni).
Przestaliśmy tez ściągać szelki, co chyba powoduje że Abi nie moze sobie znaleźć w domu miejsca, ale że nie mamy nic do stracenia, spróbujemy i zobaczymy co bedzie dalej.
Z jedzeniem w domu radzimy sobie juz dobrze - Abi w gruncie rzeczy jest strasznym łasuchem i jedzenie jest w zasadzie jedyną szansą na wyciagnięcie jej z legowiska, więc choc chodzi wokół miski 10 minut i podchodów robi tysiąc, to nie spocznie póki miski nie opróżni.
Jesli zaś chodzi o sikanie w domu, to zostawianie podkładów sprawia, że sika obok
To chyba tyle na tą chwilę.
Pozdrawiamy.