Dzisiaj zapłaciłam rachunek za kremacje Achillesa. Chociaż ta miała miejsce o wiele wcześniej, a rachunek leży już po terminie, w końcu zebrałam się i zapytałam męża czy jak zapłacę przyślą mi odbicie jego łapki w gipsie. Tak jak było napisane w rachunku.
Dzisiaj znalazłam siłę, żeby poczytać kartki kondolencyjne i wydać karmę kuzynce.
Dzisiaj znalazłam siłę aby otworzyć word-a i napisać coś dla was. Pisanie tego przychodzi mi z ogromnym bólem, a sama myśl, że będę musiała wejść na forum, otworzyć swój wątek i wstawić to co napisałam przeraża. Boje się, że zaraz zobaczę zdjęcia Achillesa i znowu pękne.
Nie za bardzo wiem, jak radzić sobie z tą sytuacją. W takiej jeszcze nie byłam...Znalazłam chwilowe lekarstwo, dzięki któremu nie płaczę, ale mam wyrzuty sumienia. Tym lekarstwem jest nie rozmawianie o Achillesie. Pierwsze dni szukałam pocieszenia (serdecznie dziekuje Dorocie), a potem zamknęłam wszystko w środku i ,,jakby” ulżyło. Nikt nie wspomina Achillesa przy mnie, każdy się chowa. Widziałam jak córka wyciągnęła zdjęcia, które wywołałam niedawno i wzięła fotki Achillesa. Zniknęły zabawki, miski, szmycze. Teściowa posprzątała sierść....tylko jeszcze od czasu do czasu jak wyciągam pranie widzę jego kłaczki osadzające się na pralce... Boli najmniej kiedy zachowuje się jakby go nigdy nie było...I tak jak materialne rzeczy jestem w stanie pochować, tak tego co mam w głowie nie. Nie daje się przejechać obojętnie autem, jak widzisz ze ktoś z psem idzie na spacer. Nie daje się nie zauważyć jak dzieci patrzą na psy, a potem na mnie. Nikt nic nie mówi... I to są moje wyrzuty sumienia. Bolą mniej jak wspomnienie, ale zjadają duszę. Pojawiają się pytania: czy tak postępuje matka? Próbując zapomnieć o swoim dziecku?
Kiedy Achilles umarł, mój syn złapał mnie za głowę, spojrzał głęboko w moje oczy i powiedział ,,nie jesteś złą mamą”. Nie wiem dlaczego z tysiąca słów, wybrał akurat te, ale uwierzcie mi na słowo, dźwięczą w uszach jak cholera.
Powiecie może co niektórzy – waryjatka...Pewno połowa ludzi z mojej wsi tak pomyśli, bo jak można pokochać psa jak dziecko i mówić do niego synuś chodź co mamusi....a on szedł. Zawsze szedł. A teraz nigdy do mnie nie przyjdzie... zostanie mi tylko to gipsowe odbicie tej łapki i setki zdjęć i filmów w telefonie...
Nie chce mi się wracać do tych pierwszych dni po jego śmierci, ale muszę wrócić do jednego momentu. Do telefonu do Fundacji kilka chwil po stwierdzeniu zgonu. Nie wiedziałam do kogo mam zadzwonić i wybrałam was. Bo jak umiera człowiek, to dzwoni się do najbliższych męża, żony, matki. Ja uznałam, że Fundacja jest rodziną więc zadzwoniłam do tych, którzy byli w moich oczach i w głębi serca tymi dla Achillesa najbliższymi tuż po nas. Zawodowo zajmuje się pomaganiem ludziom. Kiedy tego wieczora zadzwoniłam do fundacji odebrała bodajże Ania – Biedna nie mogła mnie zrozumieć przez płacz co mówię, ale powiedziała coś, co jeszcze nigdy nie słyszałam wcześniej - ,,Teraz zajmij się sobą”. Zawodowo i prywatnie zawsze zajmowałam się innymi – a ktoś mi w KOŃCU powiedział – teraz zajmij się sobą! Dziękuje ci serdecznie za te słowa! Zrozumiałam, że też mam prawo do żałoby, że mam prawo, żeby płakać, przemyśleć, uspokoić się. Jeszcze raz dziękuje ci – nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo te słowa były mi potrzebne. Odmówiłam wszystkie spotkania jakie miałam zaplanowane. Dzieci puściłam do szkoły, ale okazało się, że syn sobie nie poradził z emocjami i musiałam go odebrać. Córka dostała wsparcie od koleżanek i szkolnego psychologa. Ja też zdecydowałam, że potrzebuje pomocy. Jak widzicie, nie jest jeszcze fajnie, ale bardzo bym chciała, jak mi się uda przełamać i mówić o Achillesie, móc widzieć jego zdjęcia i mieć po prostu piekne wspomnienia, którymi będę mogła się dzielić.
Poprosiłam Fundację, żeby dali mi trochę czasu i powiadomili was w moim imieniu o całej sytuacji. Obiecałam, że wrócę na pokład. Najpierw dokończę to co chce teraz przekazać, a później mam nadzieję dojść do siebie.
Chcę być z wami szczera. Tak jest mi o wiele łatwiej. Co wcale nie znaczy, że z kimś innym jestem nieszczera. Tutaj, chce powiedzieć , napisać ile mogę, bo w życiu realnym, jeszcze nie mam takiej możliwości. Nie mogę się przełamać, ja nawet nie wiem czy moja teściowa wie jak umarł Achilles. Kiedy odbierałam ją z lotniska pytała o Achillesa...Jak było w Polsce u weterynarza, jak zniósł podróż...Ja mówiłam tylko dobrze, dobrze, wszystko jest OK – to kłamstwo uratowało mnie, od tego, żeby nie rozbeczeć się przy 130km/h na autobanie. Ale wszytko wyszło na jaw w domu,kiedy zapytała : A gdzie Achilles? Nie przyszedł się przywitać?! Reszty nie wiem – wiem, że mąż z nią rozmawiał, bo ja uciekłam do sypialni.
To pisanie do was idzie mi łatwiej. Nie widzicie ile robię przerw (ogólnie piszę to kilka dni) , nie widzicie moich łez. Mogę sobie popłakać, wyłączyć laptopa, a potem do was wrócić i pisać dalej. Tak jest najłatwiej.
Moje dzieci i mąż też bardzo przeżywa, ale widzę, że martwią się najbardziej o mnie. Nie raz mi przecież mówili, że Achilles najbardziej kocha mnie. On na spacer z nikim nie chciał iść, jak widział, że ja jestem w domu. Żebyście wiedzieli jak on na mnie patrzył... Jak szedł odprowadzać dzieciaki spać, a ja siedziałam na kanapie oglądałam film, to podglądał mnie ze schodów, przez szparę w drzwiach. Taki był zniecierpliwiony czemu nie idę spać?!
Chce wam wszystkim przekazać, że jeżeli jeszcze nie doświadczyliście tego co my – straty swojego przyjaciela, swojego dzidziucha, sierściucha i jak tam go nazywacie – to ja już z tego miejsca wam współczuje. Cieszcie się chwilą, rozpieszczajcie wasze zwierzęta, uważajcie na nie!, kochajcie nawet jak się zesiurka na kanapę. Każdy z nas jest inny, może z wami nie będzie tak źle jak ze mną, czego wam serdecznie życzę. Jednak jeżeli kochaliście tak jak ja i pewne rzeczy są wam bliskie z tego co czytacie, to wiedźcie, że już teraz jestem z wami myślami, bo to uczucie jest straszne. Zawsze dodawałam zdjęcia. I dzisiaj też dodam zdjęcia. To będą zdjęcia jedne z ostatnich. Nie będą to zdjęcia Achillesa, ale wspomnienia po wiernym przyjacielu, po mojej dupce, moim synku.
|