Trochę się uzbierał i będzie dużo
Dzisiaj mija trzeci dzień jak Mini jest z nami. Miałam napisać coś wczoraj, ale nie udało mi się czasowo wszystkiego ogarnąć..
Od przyjazdu otrzymała kilka nowych ” imion”, ponieważ każdemu (nie wiedzieć czemu) z czymś się kojarzy. I tak od Kluchy, poprzez Mimi, Żabcię, po …Truflę

. Na razie jest Mini-Mimi.
Ale od początku. W niedzielę, kiedy pojawiliśmy w jej DT u Agi, zostaliśmy bardzo serdecznie przyjęci przez Agę

, oraz oczywiście (momentami bardzo wylewnie) przez wszystkie psiaki-cudaki mieszkające z Agą. Witały nas wszystkie płaskie mordeczki (+ Adolf), wszystkie oprócz … Mini. Mini już wiedziała (jak to psiak), że coś się szykuje, siedziała przestraszona i skulona pod stołem. Moment kiedy trzeba było Mini umieścić w samochodzie, był chyba najgorszy, ponieważ Mini płakała, naprawdę milcząco płakała

, no i żeby uniknąć totalnego ludziowego rozklejenia, szybko ruszyliśmy. Biedula przez ok godzinę jazdy nawet się nie poruszyła, później było troszkę lepiej (podniosła głowę), ale to jest na fotkach. Na miejsce dotarliśmy już po zmroku, wypuściliśmy Mini z samochodu w celach sanitarnych oczywiście, a Ona momentalnie w nogi, w najgorsze, najciemniejsze, najbardziej niedostępne dla nas miejsce. Byliśmy zszokowani

, bo do głowy nam nie przyszło, że Mini może uciekać. Uciekała przed nami i światłem. Trwało to dość długo zanim udało się ją złapać. Zostałam z nią sama w ogrodzie, schowałam się przed nią, czekałam i obserwowałam. Po jakimś czasie kiedy była przekonana, że jest sama, wyszła z ukrycia, chwilkę pochodziła i nawet się załatwiła i ufff dała się złapać, ale przerażenie w oczach miała ogromne. Zanieśliśmy ją do domu na jej legowisko i tak przespała bez ruchu całą noc. Nie piła i nie jadła oczywiście. Rano została wyniesiona na zewnątrz i znów identyczna sytuacja jak wieczorem, w południe znów to samo z tą różnicą, że po „spacerku” dała się napoić strzykawką i ręcznie nakarmić po „kuleczce”. Wieczorem, taka sama akcja i mimo, że przezornie została wyprowadzona na smyczy, kulturalny spacerek nie trwał długo – smycz z obrożą w ręku, a Mini znów w krzakach -tak więc od wczoraj na wszelki wypadek mam już szelki. Cały poniedziałek przeleżała pod fotelem w pokoju w którym pracuję, wieczorem zainstalowała się pod moim biurkiem i siedzi pod nim cały czas. W poniedziałek wieczorem zjadła sama z miski, piła również sama. Wtorek – znów została wyniesiona (nie było możliwości, żeby Mini poszła gdzieś sama), ale tym razem po wyniesieniu jej, od razu się odwróciłam i poszłam do domu i to było to. Spokojnie obeszła spory kawałek ogrodu, załatwiła swoje sprawy i grzecznie pomaszerowała do domu (podglądałam ją

). Po południu i wieczorem ten system również się sprawdził. Po spacerku wieczornym wylądowała w SPA gdzie miała w pakiecie kąpiel z masażem. Oczywiście leżała bez ruchu, jak zaklęta ( bo ona cały czas tak leży) i trzeba było troszkę się nagimnastykować, aby Szanowną Panią spłukać. Niestety wczoraj wieczorem nic nie chciała zjeść, nie chce jeść również dzisiaj. Widać wyraźnie, że Mini cierpi

.
Z bardziej optymistycznych opowieści – wczoraj jak do niej mówiłam raz machnęła ogonkiem, i później też raz machnęła ogonkiem i to wszystko w temacie okazywania radości. A dzisiaj rano szok. Otworzyłam wyjście na ogród, schowałam się i czekam. Po chwili słyszę jak się gramoli spod mojego biurka w drugim pokoju, sama wyszła, załatwiła się i wróciła (oczywiście pod biurko).
Trzeci dzień jest u nas, i jeszcze nawet nie spróbowała obejść domu, zna tylko miejsce pod moim biurkiem (chyba tu czuje się najbezpieczniej), swój kącik w którym ma docelowo mieszkać, wyjście na zewnątrz i już. Nie potrafi za bardzo chodzić po podłodze – widać jak się jej ślizgają łapki. Niestety dziewczyna jest okrutnie zestresowana i przestraszona, mimo że cały czas się do niej mówi, głaszcze i przytula. Cały czas śpi, albo tylko leży, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie chce dzisiaj jeść i pić - wodę sami jej podajemy.
Jestem przekonana, że wszystko będzie super

, ale Mini chyba potrzebuje trochę więcej czasu, żeby dostosować się do nowej sytuacji.