Niedawno minęły 2 lata z Nocką <3
Niestety marzec mamy wyjątkowo pechowy, chyba jakaś klątwa wisi na tym miesiącu. Zaczęło się od łapki, ale Nocka ma do tego predyspozycje, to już 3 albo 4 raz jak jej łapka spuchła i zaczęła kuleć. Także to dość szybko wyleczyłyśmy. Potem jakaś paskudna infekcja się przyplątała, obie bulwy mi ścięła totalnie. Gorączka, momentami do 40,5, apatia, biegunka, i przestały cokolwiek jeść. Groza do tego wymiotowała, a Nocka dostałą kataru. Pomógł antybiotyk, do tego jeszcze dostały całe opakowanie vetomune na wzmocnienie odporności a ja posiadłam nową umiejętność robienia kroplówek podskórnych. Poprawiło się, apetyt wrócił (ale się rzuciły na jedzenie po tej głodówce) i Groza całkiem wróciła do siebie (właśnie szarpie jakiś karton, jej ulubiony sposób na zwrócenie uwagi

) ale Nocka... no tak nie do końca, dalej nie chiała się bawić i była raczej smętna, osowiała. W poniedziałek zauważyłam, że zrobił jej się na szyi 'guzek', ale tak dziwny, twardy i płaski, tylko w skórze, ale dość duży (szeroki). Nie miała tam robionych żadnych zastrzyków ani nic. Weterynarz powiedział póki co do obserwacji i dostała coś przciwzapalnego. Ale nie przechodziło, zaczęło się z tego sączyć. wygląda to trochę jak obtarta skóra, jest podrażnione i zaczerwienione dookoła i sączy się limfa. A co gorsza, w środę wieczorem zauważyłam, że zrobił się kolejny, na łopatkach. Dziś byłyśmy u weta i pobrana została biopsja, więc teraz czekamy na wynik. Niestety już wymacałam kolejne zgrubienie które pewnie się rozwinie w to samo, tym razem na policzku

Nocunia dostała steryd. Pozostaje tylko czekać na wyniki, maks 4 dni robocze, zobaczymy co z tym dalej, ale martwi mnie dziewczyna

robiłyśmy badania krwi takie ogólne niedawno, i wszystko było ok, a na początku infekcji jeszcze na te wszystkie odkleszowe sprawy, również ok. Trzymajcie kciuki, żeby to nie było nic poważnego