Wpis rocznicowy, może kogoś zainteresuje

Scottie mieszka z nami już rok. Dokładnie 18 lutego 2020 r., gdy wszyscy powoli budziliśmy się z zimowego snu, z utęsknieniem wyczekując nadchodzącej wiosny i związanych z nią atrakcji, a koronawirus był jeszcze tylko ciekawostką ze świata, odebraliśmy telefon od Dominiki. Powiedziała, że mają rudego buldożka z problemami z alergią, który musi zmienić pilnie DT, i czy możemy pomóc. Moment nie mógł być gorszy – Ania silnie się rozchorowała, nie byłaby w stanie zająć się odpowiednio nowym członkiem rodziny, poza tym ankietę wysłaliśmy dosłownie kilka dni wcześniej, nie minęły nawet dwie doby od wizyty przedadopcyjnej i kompletnie nie spodziewaliśmy się, że tak szybko będziemy potrzebni. Ale w życiu to ludzie muszą dostosować się do buldożków, a nie buldożki do ludzi – pojechaliśmy po tego rudego alergika prawie pod Łódź. Pierwsze wrażenie – co za kolos, 19 kilo buldoga! Zdenerwowany, rozbiegany, z wiszącym jęzorem, najbardziej zaśliniony pies świata. W domu okazało się jeszcze, że faktycznie bardzo cierpiący z powodu swędzących, czerwonych zmian alergicznych. Pierwsza doba, jak zawsze z nowym psem, daleka od instagramowych obrazków – pies kompletnie zdezorientowany, czasem niepokojąco osowiały, czasem brykający, czasem nawet lekko agresywny. Ta agresja będzie jeszcze przez chwilę problemem, ale z pomocą nieocenionej behawiorystki załogi Weroniki i ten problem rozwiążemy. Podobnie jak problemy zdrowotne Scotta, a tych nie brakuje – oprócz wspomnianej silnej alergii i pokarmowej i kontaktowej, Scottiemu doskwiera kręgosłup. Dzień, kiedy na jakiś czas przestał chodzić, będziemy pamiętać do końca życia. Do tego kilka miesięcy później okaże się, że cierpi też na niedoczynność tarczycy. Wszystko to jednak udało nam się wyprostować, Scottie ma dobrze dobrane leki i (odpukać!) od dawna nie zdarzyło się nic, co kazałoby nam wciskać się pilnie w kolejkę w lecznicy. Ale aspekt zdrowotny to nie wszystko, najważniejsze jest to jak cudowną wieź nawiązał Scottie z nami. Jest absolutnie najwspanialszym psem, jakiego można sobie wymarzyć – wesołym, lekko rozbrykanym, ufnym, towarzyskim, skorym do zabawy, a wieczorami jest prawdziwym pieszczoszkiem, który najlepiej czuje się z nami pod kocykiem. Uwielbia też spać z naszymi kapciami, prawie co rano rozczula nas widok Scottiego wtulonego w jakiegoś znalezionego w korytarzu bamboszka. Chętnie zostaje sam w domu i od samego początku nie ma problemów z czystością, nawet to nadmiernie ślinienie okazało się być tylko objawem zdenerwowania, teraz ślini się już znacznie mniej, dzielnie znosi też regularne kąpiele zalecone przez weterynarza z uwagi na jego alergie. Oczywiście nie brakuje też trudniejszych momentów – przede wszystkim, kiedy okazuje się, że coś mu dolega zdrowotnie. Nie przepada za zabiegami leczniczymi, więc każda wizyta u weterynarza to dla nas spore wyzwanie (pobrać krew od wierzgającego byczka to nie byle co). Dla nas trudne jest również zachowanie konsekwencji w wychowywaniu go – te brązowe ślepka stopią każdy lód. Czasem też nadal widać, że w nowych sytuacjach emocje go przytłaczają, ale cały czas nad tym pracujemy. Decyzja, żeby w ten paskudny, lutowy dzień przyjąć Scottiego, była na pewno jedną z najlepszych w naszym życiu. Scottie jest po prostu Naszym Psem. Na koniec kilka zdjęć z całego spędzonego wspólnie roku, jeśli się powtarzają, to przepraszamy, trochę straciliśmy rachubę, co publikowaliśmy w ciągu roku.